gotów był już trzy tygodnie temu i sprawdza się od tego czasu w chłodne poranki, gdy skoro świt odprowadzam Julę do szkoły.
Jednak do rzeczy!
Któregoś wakacyjnego dnia w czasie popasu [z dziećmi] w McDonaldzie przeczytałam w wysokich obcasach, ogłaszających konkurs na autobiograficzne opowiadanie, że najważniejsze jest pierwsze zdanie - taki pisarz udzielił podobnie zbawiennej rady, aby ci, co to się do niej zastosują mogli pisać zajmująco. Pomyślałam wtedy, że zaczęłabym tak:
"Zawsze chciałam być gejem!"
Gejem jeszcze nie zostałam. Ale mam gejowskie swetrzycho projektu Stephena Westa.
to jeszcze nie gejowski, tylko stara peleryna, którą muszę przerobić nieco - jedna z kieszeni sterczy...
rozdziewam pelerynę...
oto on:
wydęłam brzuch:
Środkowy, najszerszy pas to TOSH Madelinetosha.
Cóż, jeśli miałabym coś niecoś napisać o mych wrażeniach, to musiałabym przyznać, że przerabianie go to medytacja w najczystszej formie!!!
Gdy trzymasz go na drutach, wydaje ci się, że nie będziesz w stanie z satysfakcją przerabiać już niczego innego...
jest to wełna merino, mięciutka ale nie taka, co się rozłazi [jak cała reszta swetra: Dropsy], tylko solidnie mięsista, podobna w tej mięsistości do Unisono ZITRONA, tyle że kolory są jedyne w swoim rodzaju i włóczka nie jest do końca matowa ale opalizuje, jak rybka, albo zażywający kąpieli słonecznej piękny wąż...