Wreszcie zrobiło się ciepło!
Siedzę w ogrodzie rodziców,
dziewczyny moczą tyłki w nadmuchiwanym beseniku,
a ja wywiązuję się z
obietnicy przygotowania do druku takich listów, które w latach 1810-1811 pisał
z Wrocławia do swej narzeczonej w Berlinie pewien germanista, a zarazem pruski
urzędnik. Postać niewymownie ponura! Filister, kołtun, nudziarz i maruda, każdą
najdrobniejszą rzecz przeliczający na pieniądze! Wyobraźcie sobie, że z pruską
starannością pisał te listy codziennie, wysyłał
regularnie raz w tygodniu – w poniedziałki – choć nie odnoszę wrażenia, aby to wynikało z wielkiej miłości do
narzeczonej – w listach nie ma najmniejszego śladu namiętności, erotyki,
czegokolwiek, co tego typa mogłoby uczynić choć odrobinę sympatycznym… Sporo za
to strofowania: że raz jej się zdarzyło do wysłanego podarunku nie dołączyć
listu, że przed wizytą w teatrze nie przeczytała w domu tekstu sztuki i nie
sporządziła z niej notatki [!!!] oraz takie, jak ta próbka poniżej:
„Za tego cudownego fryzjera, coś mi go poleciła w Berlinie
- wielkie dzięki! Musi ci on być osłem z domu; gdyż od kiedy używam pomady jego
produkcji, włosy wychodzą mi po stokroć bardziej niż uprzednio i życzyłbym
sobie odzyskać pieniądze, które na nią wydałem.
Więc jeśli znasz w Berlinie kogoś, komu sprzykrzyły się jego włosy i chętnie
by się ich pozbył, zarekomenduj mu Twego pana fryzjera, ja oddam resztki mojej
pomady. Nie minie rok, jak pożegna się z ostatnim włosem.”
Choć tu sili się jeszcze na sarkazm – ociężały wprawdzie,
bardzo niemiecki – ale to prawdziwy wyjątek w całym morzu kołtuńskiej nudy!
Wyznaczyłam sobie dzienne pensum [12 stron] i pomęczę się w
ten sposób w sumie 42 dni. Traktuję tę robotę jako karę za wszelką moją niechęć
do drobnomieszczaństwa. Chyba okupię tą robotą wszelkie moje przeszłe i przyszłe
przewinienia w tym względzie.
Do rzeczy jednak!
Upałom na przekór pokazuję furto z yaka!
Yaka wygrałam na loterii, jak już wspominałam, i wbrew
zasadzie, że latem wełny nie tykam, zabrałam się za niego natychmiast. Ależ
miękki!!!
Gdy działam sweter było zaledwie nieco powyżej 10 st. C.
Cały karczek powstał w czasie jednego, parogodzinnego
egzaminu pisemnego. Kontestowałam w ten sposób próbę narzucenia mi przez
organizatorów tego egzaminu wizji dydaktyki polegającej na ‘nadzorowaniu i
karaniu’.
[Mogą stać się te druty wszechstronnym środkiem ekspresji –
jeśli im się tylko na to pozwoli. I jak tu się z nimi rozstać?]
Dane techniczne:
Druty chia-cho 4,5 [zaliczyłam na nich mego pierwszego magic
loopa i raczej się zapiszę do klubu miłośników]
Włóczka yak Lang Yarns 5 motków czerwonej i 2 żółtej – co do
metra!
Wzór: Audrey
Cardigan
Mój wkład: i-cordy na rękawach, wykończenie dołu i guziki
przy otworach na kciuki.
Sweterek jest sliczny, a zestawienie kolorów takie ,,moje";-) Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci! dla mnie to zestawienie kolorów jest właśnie awangardowe, lecz wygrałam yaka w kolorze czerwonym i nic innego do niego nie pasowało.
UsuńWyglada cudnie:-)
UsuńŚwietny sweter, też się trochę przymierzam do Yaka, ale widzę, że jak trochę zapasów wyrobię, to się muszę skusić :) Wyszedł genialnie!
OdpowiedzUsuńdzięki okruchu. Polecam yaka na chłodne dni. Robi się błyskiem: mnie zajął 7 wieczorów, przejazdy tramwajem i ten egzamin jeden i 2 godzinki w ogrodzie botanicznym.
UsuńBo to grubas jest.
Yak wygląda bardzo zachwycająco i niezwykle obiecująco, nawet na zdjęciu widać jak jest przytulny , kusisz , oj kusisz:) Wszelka Twoja inwencja twórcza (guzik z pętelką:)) urzekła mnie , wyszedł świetny sweterek:)
OdpowiedzUsuńWiolu, Ty to zawsze z dobrym słowem!
UsuńPrzytulniasty jest niezmiernie! Taki był czerwiec, że nawet założyłam na siebie ze dwa razy. Zdam relację jesienią, czy bardzo się mechaci.
Ale teraz!!! Czarina - jako odtrutka na tego ww filistra. Nie mogę się od niej oderwać! Ja kieszonkę jednak wykonam - amarantową. Całość - morskie malabrigo. ściskam ciepło
n
morskie malabrigo plus amaranty???? dzizas... pospiesz się z tym dzierganiem! chcę już zobaczyć! już! :)
Usuńa tak w ogóle to zapomniałam dodać, że czerwień absolutnie moja, udzierg piękny, ale kompletnie, kompletnie - kompletnie oczarowały mnie w nim łapki! to znaczy się mitenki - uwielbiam takie rękawki! dobrze, że czerwiec chłodniejszy był bo mogłaś się nim nacieszyć :D
UsuńJuż pracuję nad rękawami! Wiesz: robię dwie strony, a potem - w nagrodę za mój trud - dziesięć okrążeń!
UsuńZaprojektuj coś z mitenkami! Jednak parę dezyderatów:
trzeba by dopracować brzegi otworu na kciuka (i-cord?)
guziki to dobry pomysł, bo robi się normalny mankiet.
dzieki!
n
Ależ Ty jesteś szybka! Rach ciach i kolejny cud wychodzi spod Twojej ręki! Uwielbiam tego musztardowego Yaka, a w tym połączeniu to już całkiem...
OdpowiedzUsuńPraca za karę zapowiada się... ciekawie. Hi, hi! Poproszę o więcej wstawek o Panu z niemieckim poczuciem humoru.
długo się wahałam, co tu dobrać do tej czerwieni. Dziewczyny proponowały szary, jak wzięłam musztardę, to Magda wróżyła, że będę ją oddawać, ale jakoś się zgrało.
UsuńNo nie wiem... dziś np. taki fragment listu o wrocławskich kobietach:
"Z kobietami nie rozmawiałem, bo wszystkie były stare i potwornie brzydkie. Nie przypominam sobie, abym gdziekolwiek na świecie zetknął się z tak intensywnym nagromadzeniem brzydoty, które właściwe jest tutejszym zamężnym kobietom."
Czerwony yak wśród zielonych pomidorów ;) Bardzo mi się widzi ten sweterek, mitenki i cała reszta.
OdpowiedzUsuńUh, niezamężna, ale po tym cytacie też nie lubię gościa ;) Te 10 okrążeń musi być nieziemską przyjemnością.