sobota, 11 lipca 2015

botaniczny, mały belg i barok na ludowo

Właściwie nie chciałam się ruszać z Wrocławia,
bo w upały
[które mi właściwie nie wadzą, bo lubię się porządnie wygrzać jak jaszczurka,
ale wielka płyta z wielkimi oknami od zachodu bucha nieznośnym żarem od wczesnego popołudnia, więc]
odkryłam na nowo ogród botaniczny,
jako miejsce gdzie można w sprzyjających warunkach zjeść, odpocząć i popracować też,
nie spuszczając przy tym z oka dzieci.
Jest tam nawet taka łączka zupełnie pusta przez większość dnia! Biegamy boso, (psich odchodów brak - psy uwielbiam! Ich niefrasobliwych właścicieli - mniej!!!), woda, chłodek, zaprzyjaźniłam się nawet z tutejszą myszą (pewnie to cała ich chmara?), która żeruje nieopodal mojej ulubionej ławki nad samym stawem i tak mnie niegdyś wystraszyła przemykając mi między stopami, że wskoczyłam na stół! No i dziewczyny się nie nudzą, bo atrakcji tu moc: ostatnio przez pół dnia (zgodnie!) czyściły strumyk z glonów.
Jestem zachwycona i z pewnością będę tu częściej zaglądała.


Pomimo tego (z nie-mojej inicjatywy) wyjechaliśmy na trzy dni w góry (?) - tzn. do kurortu Duszniki Zdrój. Kurort z typowym folklorem [kulturoznawców i miłośników ludowości przepraszam, za użycie słowa 'folklor' dla wyrażenia tego, co mam na myśli].
Zimno przeraźliwie! Ubieram się w yaka, kutrkę, chustę i jeszcze się trzęsę! 
Jest  jednak barokowy kościółek - pięknie położony na wzniesieniu, z zachowanym, konsekwentnym wystrojem, m.in. taką oto baśniowo-ludową amboną:


ten potwór to dowód na to jak mieszkańcy Hrabstwa Kłodzkiego wyobrażali sobie wieloryba! smukły niczym wąż morski. Przy pierwszym naszym spotkaniu ok. godz. 16.00, paszcza potwora była cudnie oświetlona wpadającym przez okno słońcem!


Zupełnie przypadkowo - zmuszona przez "jestem głodna" i "boją mnie nogi"- trafiłam też w niezwykłe miejsce do pubo-restauracji U MAŁEGO BELGA. Belg prawdziwy i wcale nie taki mały, za to jak gotuje!!!!!! Piwo też serwuje prawdziwie belgijskie. Partnerka Belga - Ewa, która zajmuje się "wszystkim poza gotowaniem" jest niezwykle charyzmatyczna. I gdybym takiego Belga miała we Wrocławiu, chyba przepuszczałabym u niego całą pensję...

Jest tu naturalnie także muzeum papiernictwa, ale tak rozreklamowane, że wszyscy o nim wiedzą... A to nic wielkiego. Turystycznie.
Na górkę nie wejdę, bo nie mam z kim... Choć buty zabrałam na wszelki wypadek.

Czarina gotowa - jest naturalnie czarująca. Częściowo powstała w botaniku, więc może tam ją zdejmę?
Mam też piórniczek dla Kamili, ale czeka na zamek.

poka!
PS. Jednak weszliśmy na Muflon  przynajmniej, nawet Ela o własnych nogach!

A tu taka scenka rodzajowa z dusznickiego rynku:


2 komentarze:

  1. Wieloryb jest boski! Dużo zabawniejszy niż w naturze ;)
    A z folklorem, to nikogo, kto się z jego definicjami zetknął nie obrazisz- jeśli folklor to specyficzne zachowania i wytwory (również artystyczne) właściwe grupie lub miejscu (albo w jakiś wariacjach obu na raz), to coś takiego jak folklor kurortu jak najbardziej mieści się w definicji.
    Sarkazm wpisany w "folklor kurortu" natomiast rozumie się sam przez się ;) Przyznaję się do używania tego pojęcia w podobnym znaczeniu, niezależnie od ciepłych uczuć dla folku i folkloru w rozumieniu bardziej tradycyjnym ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, kiedyś w dwójkowej audycji [tej po 13.00 - nie wiem co to? muzyka źródeł chyba?] pani strasznie krzyczała na polityków, którzy taki folkloru utrwalają image! Więc zawsze myślę o pasjonatach folkloru i wstrząsa mną wyrzut sumienia, gdy puszcza swe sarkastyczne komentarze.

    U wieloryba-lewiatana urzekają mnie chyba najbardziej jego zęby!!! z przodu ma takie kiełki a z tyłu - trzonowce w formie x.

    OdpowiedzUsuń