Taka oto blokowa scenka rodzajowa:
W niedzielną noc o trzeciej nad ranem budzi nas dzwonek do
drzwi, intensywny, kilkakrotny. Myślę sobie, że to sąsiad z góry znów chce
pożyczyć pilota do bramki parkingowej, mówię Krzyśkowi, by nie odłączał go od
kluczy samochodowych, tylko dał cały pęk (regularnie łamię sobie paznokcie
usiłując później wkręcić pilota na to upiorne kółko z drutu!)
Okazuje się jednak, że to straż pożarna. Pytają, czy vis a
vis mieszka starsza pani (jaki ma cel to pytanie? – kontrolny?, może chcą nim
nas ocucić?), podejrzewają, że zasłabła i muszą dostać się do jej mieszkania
przez nasz balkon.
Na balkon ów wychodzi się z pokoju Juli. Proces twórczy w
pokoju tym się rozgrywający uniemożliwia jednak przezeń przebrnięcie… Dobrze,
że jest ciemno! Jula śpi niewzruszona, ja rozgarniam zalegające na podłodze warstwy
wszystkiego na boki, torując strażakowi przejście na balkon.
Upewnia się, że przeskoczenie z balkonu na sąsiedni balkon
jest możliwe i udaje się do auta po łom i szelki. W tym czasie sąsiadka otwiera
drzwi na oścież i lamentuje, że ma pełno wody w kuchni. Ja wybiegam w samej
piżamie i skarpetkach uradowana, że żyje! Obudził ją sąsiad z parteru
telefonem. Pełno wody jest także w korytarzu – czuję, bo skarpetki mam zupełnie
mokre. Zrzucam je zakładam crocsy i rzucam się do zwijania chodników i
zbierania wody z parkietów sąsiadki ogarniętej atakiem paniki.
Wracają strażacy, starszy sąsiad z parteru nazywany
pułkownikiem, jakiś nieznany mi chłopak (dziwi się, że obie tak twardo spałyśmy)
i zalana sąsiadka z siódmego. Ta ostatnia strasznie krzyczy: „Pani to ma sen,
pani Krysiu, przecież waliłam w sufit, tak że myślałam, że mi na głowę zleci!!!
etc.” [Od razu wyjaśniam, że pani Krysia była zupełnie trzeźwa.] Przy całej
histerii i awanturze pani z siódmego nie zapomina jednak tytułować starszego
pana z parteru „pułkownikiem”. Ścieram parkiet i toaletę.
Oględziny instalacji hydraulicznej wykazały pęknięty wężyk
doprowadzający wodę do spłuczki. W tym czasie nieznany mi chłopak – jak się
okazuje Paweł z dziewiątego, to na niego pierwszego padło podejrzenie pani z
siódmego – nie mogąc dodzwonić się do
naszego osiedlowego dyżurnego hydraulika wyłamał drzwi do głównego zaworu i
zakręcił wodę w całej klatce. Chce też pomóc z wężykiem, wykręcić go, szuka
klucza. Pułkownik jednak odsuwa go na bok i odkręca gołą ręką z komentarzem
„Panie, te ręce budowały socjalizm!”
Wyłączają prąd – okazuje się bowiem, że w kuchni są dwa
centymetry wody. Kiedy po wstępnym ogarnięciu wróciłam do łóżka i nie mogłam
ponownie zasnąć, pomyślałam, że można było tę wodę zgarniać szufelką! A my z
Pawłem, w półśnie męczyliśmy się mopem i szmatą… Dobrą godzinę! – (Sąsiadka ma
wszczepione bajpasy…)
Kiedy już kończyliśmy pojawił się Antoni, nasz dyżurny
hydraulik, który lubi sobie u lokatora posiedzieć i napić się zielonej herbaty.
Dużo herbaty, koniecznie zielonej – bo zdrowa – intensywnej i bardzo długo
parzonej, tak gorzkiej, że słabo się robi. Zamknął wodę w mieszkaniu, coś rzekł
i poszedł sobie.
Na łyżwy najlepsza pora! sadzawki parkowe zamarzły - to jednak zupełnie inna jakość niż na "spacerniaku" lodowiska miejskiego wraz z setkami współwięźniów krążących jak w kieracie! A że mróz zelżał, to i tyłek nie odpada. Jest bardzo przyjemnie. Zapraszam do nas na Krzyki do Parku Południowego!
A teraz kolej na WIPy:
1. Nieśpiesznie, wieczorową porą, dzieje się MANZANILLA w kolorze żurawinowym. Z Nobla z nutą kaszmiru.
2. Okazało się że szal jest pilnie potrzebny. Męski, ale nie taki konserwatywny jak dla starca [dlatego pomysł jodełki został bezwzględnie odrzucony].
A miałam Wam ja w szafie od jakiegoś roku dwa motki miksu merino z kaszmirem [jest to niezmiernie miękka kompozycja] w koszmarnym kolorze kupowatego brąziku. Przewinęłam i wrzuciłam do gara z granatową farbką i wyszła mi piękna podwędzana śliwa!
A oto samego szala pierwszy koniec. Jeśli zgadujecie kto mnie zainspirował, zachowajcie dla siebie! :)
Wow, jaki opis akcji ratunkowej, jak z powieści grozy :)Manzanilla piękna, chyba nie mogę się doczekać dziergania mojej bo próbowałam wczoraj zacząć próbkę...ale muszę twarda być - najpierw test dla Asji doprowadzić do momentu blokowania! :)
OdpowiedzUsuńA! wiem chyba co to, to ten zielony sweterek z kieszonką sprzed roku? Zazdraszczam zatem i ja Tobie także.
UsuńJestem świeżo po wysłuchaniu "Pecha" Chmielewskiej przy dzierganiu entrelaca ,Twój opis iście z podobnej powieści :D.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek nie zazdroszczę sytuacji w środku nocy :). Szalik super - czy mogę się zainspirować? Pozdrawiam!
Marzanko miła! ależ bardzo proszę, choć doradzam te oczka patentowe robić po 'lewej' stronie - lepiej wygląda: robi się wtedy taka prawdziwa krata, bo kolory są bardziej rozmyte, a 'prawa' strona jest sama w sobie ładna bez patentu.
UsuńTrzeba bylo u pani Krysi okna pootwierac i lodowisko w mieszkaniu zrobic ;d z zielona herbata dla hydraulika w tle ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak z filmu!
Dziergadla ciekawe, a co do inspiracji to pojecia nie mam.
Pani Krysia [oczywiście inaczej ma na imię] tak niemiłosiernie grzeje !!!! - kaloryferem naturalnie, niejednym, że byłoby to niemożliwe... prędzej w naszej sypialni [czytaj wyłącznie dosłownie!: mamy zakręcony kaloryfer niezależnie od zewnętrznej temperatury].
UsuńAle wizja świetna! może przekupię hydraulika herbatą zieloną i przynajmniej w piwnicy jakąś ślizgawkę mi załatwi...?
życie w bloku nie do zastąpienia.... te emocje....te kontakty międzyludzkie ;)
OdpowiedzUsuń:) chcesz się zamienić?
Usuń