stary,
dropsowy, linem zwany, którego już nie produkują...
Leżał ci on u mnie już chyba ze dwa lata. Cztery motki białe i jeden granatowy, pocięte na kawałki, gdyż dziergałam z niego sweterek w cienkie, acz nieregularne pasy. Sweterek też w kawałkach... Jeden z pierwszych, za jakie się zabrałam chwyciwszy za druty.
No i naturalnie do niczego!
Sprułam i - wiedząc, że ilość jest mierna, włóczka wycofana - wyczekiwałam jakiegoś natchnienia.
Minęło czasu mało wiele, kiedy na półce słynnej kartonowej na Karmelkowej wypatrzyłam taki czerwony raczej-len - pozbawiony banderolki motek. Motek, który okazał się brakującym ogniwem!
Model Vitamin D Heidi Kirrmaier, także już znacznie trąci myszką, ale może właśnie dlatego pasuje do tego nieświeżego lnu.
Bardzo mnie pozytywnie zdziwiło to, że gotowa dzianina nie żyje własnym życiem - nie skręca się, nie wygina, nie wyciąga!!! A właściwie się z tym liczyłam.
Noszę bardzo chętnie i często!
no i taka sliczna swiezynka z tych staroci wyszla ;D w sam raz na lato ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam slonecznie!
No i super wyszło! Świetnie dobrałaś kolory, a do tego pasują ci idealnie:)
OdpowiedzUsuńdzięki!
Usuńsię same dobrały... jak w korcu maku. Ot, resztkowce zawsze zaskakują,bo się człowiek po nich zbyt wiele nie spodziewa...
piękna witaminka :)
OdpowiedzUsuńPrześliczny!
OdpowiedzUsuńdzięki dziewczyny!
OdpowiedzUsuń