poniedziałek, 16 maja 2016

Malou w maju

Dziś się nie rozpisuję,
po prostu potrzebowałam lekkiej a ciepłej na wszelki wypadek dzianiny, bo za dwa tygodnie ruszam w podróż romantyczną (tzn. w awanturniczą tułaczkę) do gniazda romantyków heidelberskich! Z gromadą młodych ludzi, którzy mają na tę okoliczność przeczytać grubą powieść o prawym Fryderyku - moją ulubioną i wzorcowo romantyczną. Mam nadzieję, że mnie nie rozczarują...

Ale do rzeczy. Sweter prosty, wygodny, oversizowy i lekki (150 g) według mojej własnej fantazji.
z włóczki Malou w kolorze szarym z lekkim akcentem amarantowej Leizu. Wszystko na 5.0 wykończenia na 3.5. w jednym kawałku, tył wydłużony rzędami skróconymi.

Włóczkę z całego serca polecam, to alpaka miękka i ciepła jak licho!  w robocie trochę pyli, ale po wypraniu już właściwie nie, no może odrobinę.




/

















niedziela, 1 maja 2016

Lipsk, Uta i Naumburg

 Majówkę spędzamy w Lipsku, który na mej liście stoi zaraz po Berlinie [wprawdzie daleko za nim, ale na drugiej pozycji]. Mieszkamy w cudownej secesyjnej kamienicy w Lindenau, takiej postindustrialnej obecnie mocno alternatywnej dzielnicy, gdzie czuję się jak w domu, wszyscy tu są znacznie bardziej pokręceni, niż ja sama.

Ale nie o tym!
Dziś 1-go maja zrobiliśmy sobie wolne od książek i ruszyliśmy na wycieczkę do Naumburga, wokół którego do tej pory robiłam wielkie koło, gdyż został mi skutecznie obrzydzony przez nienawidzącego go Fryderyka Nietzschego.

Zupełnie niesłusznie!!!
To znaczy, pewnie miał swoje powody, a ja trafiłam tu w słoneczny dzień majowy, pierwsze kroki skierowałam do katedry i przepadłam w niej na kilka godzin. Koniecznych godzin, bo to całe duże założenie z niesamowitym skarbcem [Cranachowe ołtarze i obrazy!!!] niezłą ekspozycją muzelną, no i kamieniami Mistrza Naumburskiego. Ech, co tu dużo gadać...
Tak mi trochę żal, że brak nam chłodnym i obojętnym tej średniowiecznej żarliwości... By sobie wyobrazić jak to było, co ludzi pchało do takich działań - no i by nie odchodzić zanadto od tematyki bloga! - przedstawiam sobie, że nie inaczej czuli niż ja, kiedy dzieję coś dla kochanej osoby! [A wyłączając siebie właściwie nie robię niczego dla przypadkowych osób]. Każde oczko przeciągam z przyjemnością i uśmiechem i oddaniem, aż żal ogarnia, kiedy motki się kończą... Gdyby to pomnożyć i dodać mistykę, to pewnie uzyskalibyśmy to, co czuli budowniczowie katedr w czasie roboty.

W przerwach od kamieni i obrazów piękne ogrody!!! Wprawdzie nie nawiązujące do tych średniowiecznych, ale i tak piękne, tarasowe. I dziewuchy miały niezłą zabawę i zniosły ten dzień bardzo dzielnie!

Fotki: Naumburg i Swetry z Numburgiem w tle:















 Sweter w ramach wyzwania Oli Piotrowskiej [korespondentki wojennej]
KP, 4.0
brak mu jeszcze zamka - kupiłam  zbyt długi  o 5 cm... 
Sweter w oryginale robiony w częściach, ja zrobiłam w jednym kawałku [nie licząc kieszeni]. Z konieczności dwubarwny, gdyż złapałam ostatnie motki boskiego merino Lana Grossy o nazwie Royal Tweed w dwóch różnych kolorach. Trochę się naciągnął, gdzieś o 4 cm zbyt mocno, ale co tam - kocham!!!  
 No i jeszcze forma drobna z Riosa malabrigo. Słodki sweterek dla potencjalnego potomka mego studenta, który się żeni i nas opuszcza, a będzie mieszkał właśnie tu w Lipsku. Na szczęście w ogóle tu nie zagląda, więc zdjęcie jeszcze nie wypranej dzianiny zamieszczam, licząc na to, że go ów nietaktowny prezent nie rozsierdzi zbytnio. Planuję jeszcze takie słodkie małe skarpetki.