niedziela, 28 lutego 2016

Rocaille i Mohair




Na niedzielnym wykładzie byłam o rokoku. Bardzo interesującym! Z zawstydzeniem muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, że rocaille to właśnie to:

Rocaille z kogucim grzbietem.

Bardzo to zabawny styl! Pełen lekkości, gierek i kwiatów, ucieczki od baroku w intymność. Pawilonów ogrodowych, ustronnych i kameralnych miejsc.


Wykład był w muzeum, w muzeum też na schodach uwieczniliśmy błyskawicznie, równie błyskawicznie wykonany kardigan moherowy.
O którym wiele pisać nie będę. Jakiś taki niewydarzony on jest...? Zbyt obszerny chyba. Ale poprawić się nie da, a pruła nie, więc może pochodzę trochę i komuś oddam.



















tech:  
meister STÜCK Zitrona kolor 4630 ożywiony resztami Tosha z poprzedniego posta
wszystko na 6,5.


piątek, 12 lutego 2016

Tosh i perygrynacje wielkopolskie/postne

Jestem w Poznaniu
coś ma w sobie to miasto...
O moich fascynacjach Wielkopolską już nieraz wspominałam. Poznań właściwie się w nie wpisuje.  Choć nie można powiedzieć, że jest uroczy (ten toporny wilhelminizm, te twierdze warowne wzniesione od podstaw i pachnące świeżą farbą)  jednak z pewnością coś w sobie ma.

Naturalnie przyznać się muszę, choć się trochę tego wstydzę, ale co tam: zaliczam się do grona wiernych fanów Jeżycjady. Długoletnich, bezkrytycznych i żarłocznych. W czasie moich poprzednich - zawsze jednodniowych - wizyt w Poznaniu nigdy nie miałam czasu, by się pobłąkać po Jeżycach, a dzisiaj tak. I zachwyciły mnie, także tym, o czym w książkach nie było mowy: secesją obecną w takiej obfitości!!!

Może przypadkowe, a może wcale nie, jest też to, że  tuż po przekroczeniu granicy z dolnym Śląskiem  wszystkie wielkopolskie kościoły, do których chcieliśmy wejść były otwarte! W Poznaniu bezwzględnie wszystkie, w Gostyniu, na Świętej Górze, wszystkie arcyciekawe. Natomiast pod Trzebnicą w Prusicach, gdzie w kościele znajduje się jeden z najcenniejszych nagrobków w skali kraju, który po raz kolejny chcieliśmy sobie zobaczyć, kościół był zamknięty na trzy spusty, otwierany tylko na poranną mszę.

Choć nie brak także akcentów wprawiających w zdumienie:  mieszkamy w hotelu, w którego łazience znajduje się młynek do fekaliów i szczegółowa informacja na jego temat na ścianie.

Poznań jako tło dla mojej [jednak mojej] nowej musztardowo-miodowej chusty z Tosha [numer jeden w mojej hierarchii włóczek]

Wzór
Kyna  autorstwa Lucy Hague
Takiej chusty jeszcze nie robiłam: pomimo jej trójkątowości robiona jest od lewego cienkiego końca do prawego - w jednym kawałku [tzn. bez podnoszenia oczek.]
najważniejsza jednak jest wełna: Madelinetosh Tosh DK na KP 4.0






a tu wspomniany kontrowersyjny zabytek [warownia Przemysła] wybudowany przed trzema laty: 







niedziela, 7 lutego 2016

pastelowo z żabiej perspektywy

Kupiłam kiedyś takie pastelowe resztki Merci Filcolany [50% merino superwash 50% bawełny peruwiańskiej] za psi pieniądz, nie bardzo wiedząc co z nią począć. Miało być w zasadzie coś dla dziewuch, bo takie róże i łososie.
Ale tak mnie urzekła konstrukcja Joji Locateli z poprzedniego postu, gdzie cała zabawa zaczyna się od warkoczowego panelu, z którego następnie podnosi się oczka na całą resztę, że postanowiłam zaryzykować własną wersję zwyklaka i natychmiast po zejściu z drutów Manzanilli wskoczyło na nie Merci.


Zaplanowałam go w wersji dość luźnej, by ukryć wybrakowaną talię... Nie być skazaną na omdlenie, przez konieczność ciągłego wciągania brzucha. Choć moja determinacja w tym względzie sięgnęła zenitu i zapisałam się nawet na fitness brzucha, jednak jeszcze ani razu nie udało mi się dotrzeć na zajęcia. Musze więc nosić luźne zwyklaki...

całość na 3,5, ściągacze na 3,0 - drut zbyt gruby, ściągacz wyszedł falbaniasty, do poprawki!















 Elza - ten potwór - mnie parodiuje:







 Miejsce akcji: wrocławska Górka Skarbowców/ względnie Górka Stolarka/ zwana też Małą Ślężą